sie 22 2020

Julia i jej marne dzieciństwo


Komentarze: 0

Trzonem tej ekipy była Julia. Wszyscy skupiali się wokół niej . To ona poznała ich wszystkich wzajemnie, a sama znała każdego najdłużej. Julia to ładna pięćdziesięciolatka, której choroba odmieniła życie. Dramatycznie odmieniła. W zasadzie przerwała szczęśliwe, radosne I udane życie I zawiesiła w smutku, szarości, beznadziei.Udar niedokrwienny- ta diagnoza na zawsze zniszczyła jej życie, natychmiast przywołała depresję, z której objęć Julia nie mogła uwolnić się latami. Nawet śmiercią samobójczą, która po prostu kilkakrotnie nie udała się jej . Do końca życia Julia nosiła ten zamiar Bo nigdy nie pogodziła się z niepełnosprawnością. Mimo stałej rehabilitacji pozostawał w jej ciele niedowład lewostronny. Lewa ręka miała ograniczoną precyzję: nie mogła chociażby chleba okroić czy cebuli posiekać. Lewą nogą powłóczyła w rytm swojego nieudolnego chodu. Musiała podpierać się laską. Ta laska to był koszmar dla tej do niedawna jeszcze czującej si młodo Julii. Od czasu, kiedy zachorowała czuła się staro, choć wielu nie dawało jej lat ile miała, raczej mniej. Takie miała geny . Matka I babka nie dość ze długowieczne, to do końca życia ładnymi były kobietami. Julia bardziej kochała babcię niż matkę, bo ta raniła ją całe życie. Moze nawet nie celowo I nieświadomie tylko przez swoją głupotę I zerowe zaangażowanie w macierzyństwo. Jego myślą przewodnią wydawało się być “ się urodziło, się wychowa”, Żadnego pomysłu na rodzicielstwo.bo ona od swoich dzieci bardziej kochał towarzystwo, szczególnie męskie, imprezy, karty I alkohol Zas babcia widząc co dzieje się w rodzinie córki, ze dzieci sa nieszczęśliwe, a wrażliwe ponad miarę wzięła sprawy w swoje ręce. Zajmowała się wnuczkami, jak powinna matka, dawała im czułość , ciepło I poczucie bezpieczeństwa, ale tez opierała, karmiła, organizowała wycieczki do lasu, wakacje na wsi. Jednym słowem to babcią ich wychowała. Julię I jej brata nad którym ze szczególnym okrucieństwem znęcał się ojciec Julia pamięta, jak bił go bez opamiętania, kiedy był młodzieńcem. Za wszystko: za bałagan w szafce, za niewyniesiony talerz, za nieobecność na mszy, za papierosa. Bił wtedy z całej swojej siły. A mężczyzną był tęgim . Ze stu kilo zszedł dopiero pod koniec życia, kiedy był już bardzo chory. Jego dzieci nie dość, ze były niezaopiekowane, bite I poniżane, to wychowane w cieniu jego choroby. Obwiniane, ze choruje przez nich. Ze są niegrzeczni I dlatego tato zachorował na serce. A wcale tak nie było. Oboje: Julia I jej brat byli zwykłymi, nierozpieszczanymi dziećmi, nie specjalnie absorbującymi. Byli samodzielni, bo tak było trzeba.. Często przecież sami musieli szykować sobie posiłki, bo matka grała I piła.W końcu, kiedy babcia owdowiała wprowadziła się do mieszkania córki I ten dom prowadziła. Wyręczała swoją córkę ze wszystkiego. Ta mogła w całości poświecić się zarabianiu pieniędzy, bo do tego miała smykałkę szczególną, pewnie dziedzicząc jakieś geny po swojej babce, nomen omen o nazwisku rodowym Chytra.Taka była jej wnuczka : chytra na pieniądze obłędnie, kombinującą, skąpą. Nieszczędzącą tylko na imprezy. Uwielbiał się postawić, pokazać:”zastaw się, a postaw się. Kiedy zabrakło wódki na imprezie to bez wahnięcia zamawiała taksówkę z dostawa alkoholu, podczas kiedy nie dała córce na wymarzoną sukienkę” BO NIE”.Nie interesowały jej potrzeby dzieci. Nawet, kiedy było w domu więcej gotówki to oszczędzała na pijackie wakacje, podczas, których wódka, a nawet spirytus lał się dzień w dzień hektolitrami. I powiedzmy szczerze ,: to alkohol był przyczyną zawału serca ojca. Odbył się on podczas wakacyjnego męskiego wyjazdu na ryby. Bo senior rodziny kochał ryby, jak wódkę. I skutecznie łączył te dwie swoje pasje.Wszystkie wakacyjne wyjazdy Julki I jej brata były organizowane nie dla dzieci lecz dla ojca. Senior jednak skutecznie wmawiał swoim dzieciom, ze kochają wyjazdy na dzikie wypady pod namioty, nad rzekę , w której dzieci niespecjalnie mogły się kapać, ale senior mógł wędkować. I tamtego lata senior wyprawił dzieci na obozy z puli zakładowych wczasów, choć syn wolał z kolegami pojechać na rockowisko do Łodzi ,czy festiwal do Jarocina, a sama Julka nienawidziła koloni I obozów, bo chciał być blisko mamy, tęskniła za nią I uważała za najpiękniejszą, dokładnie odwrotnie niz matka myślała o niej. Tak więc przewodnim motywem każdych ich wakacji były ryby, w które o ile w końcu wkręcił się chłopak, to mała , melancholijna I wrażliwa dziewczynka przezywała zawsze, jak najgorszy koszmar, niekończącą się nudę , no I to ich picie. Nienawidziła tego, bo rodzice nie pili dla humoru czy rauszu na wakacjach, tylko na umór:hulaj duszo, piekła nie ma”Po równo :senior I jego zona. Kiedyś w tej bieszczadzkiej dziczy zabrakło im wódki , a nie były to czasu żabek co krok. By się dopić musieli udać się do wioski oddalonej o kilka kilometrów. Zupełnie nie zrażało to pełnej werwy pary młodych alkoholików Nie przeszkadzało im nawet to, ze w tej sytuacji będą musieli zostawić dwójkę swoich nieletnich dzieci w nocy, śpiących w namiocie, w pełni dzikiego, bieszczadzkiego lasu, nad brzegiem rwącej górskiej reki, która w ciągu kilku godzin potrafiła wezbrać zalewając wokół setki hektarów, łąk I pól.Julka słyszała czuwająca w namiocie, ze rodzice planują się oddalić I zostawić ją z bratem. W jej głowie rodziły się dramaty, ze przyjdą wilki, rysie czy nawet niedźwiedzie. Nie było to w tamtych latach niemożliwe w Bieszczadach. A ona nawet bała się pająków. Panicznie To już pewnie była agarofobia. Ale rodzice nie mieli takiej wyobraźni, nie widzieli nawet realnych zagrożeń, jak choćby wiatr, który mógł nadejść I zerwać tym przestraszonym dzieciom tropiki, jakże niedoskonałych wówczas namiotów. Poszli. Julka nasłuchiwała przez całą ich nieobecność. Nasłuchiwała czy, aby nie nadchodzi jakiś obcy zbój, złodziej, czy nie daj boże morderca. Jej dziecięca wyobraźnia przecież nie miała ograniczeń I projektowała niesłychane historie. Ale…. Jakby nagle coś usłyszała, ktoś idzie…. Serce stanęło jej na chwilę. Zaraz potem uszło z niej powietrze, bo usłyszała głosy rodziców. Czy jednak cieszyć się z ich pijanego powrotu? Tuz za rogiem stała kolejna fobia, których ta delikatna dziewczynka miała nadmiar. Emetofobia prześladowała ja aż do urodzenia własnego dziecka, kiedy to ulewanie I wymioty stały się stałym elementem życia niemowlaka. A do tego czasu strasznie bała się rzygania. Sama , kiedy musiała zwymiotować, to prędzej połknęła ze trzy razy, mdlała, dostawała ataku paniki. Cierpiała na chorobę lokomocyjną I każda podróż wywoływała w niej paniczny strach. Strach zresztą to było uczucie, które znała najdoskonalej. Zawsze się czegoś bała. Powrotu ojca z pracy, bo może mu sie cos nie spodoba, tego, ze będzie bił brata I może go zabic, bo ojciec swoje ciosy wymierzał synowi w głowę, bała się, ze tato dostrzeże, ze była u niej przyjaciółka. Bo nie pozwalał, by do dzieci ktoś przychodził” BO NIE”Jakby mieli w tym PRLowskim M3 jakieś bogactwa atrakcyjne. Ot zwykłe dwa pokoje w domach z wielkiej płyty, archaicznie wykończone własnym sumptem, bo senior uważał, ze wszystko umie zrobić I za wszystko się brał nieumiejętnie to wykańczając czy w ogóle tworząc prowizorki. I za geniusza okrzyknięto go w rodzinie, ze taki pracowity, wszystko umie zrobić- prawdziwy bohater. Ile to on potrafi wypić, co oznaczało zachwyt nad ilością spożytego alkoholu.Dzieci to wszystko widziały, słyszały w tym rosły Nic dziwnego,, ze w życiu dorosłym oboje mieli problemy z alkoholem, bo widzieli, ze na wszystko antidotum jest wódka. Na smutek, na radość, ze ktoś umarł, ze się dziecko urodziło, ze wakacje, ze znajomi. Zresztą z wszystkimi znajomymi łączyła ich jedna pasja. Picie. Julia już, jako dorosła kobieta wspominała wszystkich znajomych rodziców. Kojarzyła z pewnymi miejscami w rodzinnym mieście Mówiła nieraz mężowi, kiedy przejeżdżali tymi miejscami.” Tu mieszkał taki Stefan, taty znajomy, który zapił się na śmierć”. Tu przychodziłam z mamą, bo piła tu z koleżanką, która zresztą była wtedy w ciąży I matka niosła do niej te flaszkę, zamiast tłumaczyć I odwodzić koleżankę od picia w ciąży to prowokowała okazję. Później zresztą obgadała do wszystkich, jak ta jej koleżanka Czesia jest pijaczka I nawet pije będąc w stanie błogosławionym.” W tej bramie była melina”I chodziłam tam nieraz z tatem. Pamiętam nawet jak wyglądała stara babka meliniara”

Krzysiek, mąż Julii chwytał się za głowę
-Boże jakie ty masz wspomnienia z dzieciństwa. Bo jego dzieciństwo było przeciwieństwem dzieciństwa Julii.
I tamtej wakacyjnej nocy te kroki w ciemności to na szczęście nie były kroki dzikich zwierząt, a rodziców, co powinny bezpieczeństwo przynosić, a przynosiły kolejny strach. Bo oboje ojciec I matka jak się spili to okrutnie rzygali. Julia zwijała się w sobie, zatykała uszy. Nie chciała słyszeć, widzieć I czuć, bo dostawała na każde rzyganie drgawki. Wszystko co mogło być związane z rzyganiem było jej straszne. Kiedy u ciotki w Opolu ojciec przyprawił z wujkiem dwudniówkę I rzygał, jak kot całą noc, to Julka rano ze strachu nie umiała siku do tego kibla zrobić I bolał ja brzuszek do wieczora, aż wreszcie gdzieś w drodze powrotnej w lesie się zatrzymali. Zresztą zwykle, jak wracali od jakiś krewnych , ze wsi od cioci I wujka to w połowie drogi w knajpie na wsi się zatrzymywali, by ojciec się dopił, bo już poziom alkoholu we krwi spadał.

psiamama1971   
 
psiamama1971   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz