sie 23 2020

Krzysztof i Julii zderzenie ze śmiercią


Komentarze: 0

Bezapelacyjnie jednak najlepszym, najblizszym przyjacielem Julii był Krzysiek- jej mąż. Opiekun, przyjaciel, obrońca, kochanek , ojciec jej ukochanego syna Dawida. Małzeństwem byli trzydziesci lat. Parą trochę dłuzej.Tak wiele lat, tygodni, dni. Tyle szczesliwych dni, tyle przykrosci, dramatów, wzniesień i upadków. Neraz Julia mówiła o Nim” mój Anioł Stróż”Bo zawsze jak był potrzebny wyrastał spod ziemii.

 

Krzysiek był jedynakiem. Wysoki był I bardzo mąski. Silne ramiona I dłonie. Uwydatniona żuchwa I orli nos. Kiedy się poznali Julia oszalała na jego punkcie. Kochała na zabój. Tylko on mógł dac geny jej dzieciom, nie chciał nikogo innego. I choć podczas siedmiu lat, które mineło jeszcze do ich ślubu miał Julia niejednego absztyfikanta, to konsekwentnie kochał Krzyska I to kazdego dnia mocniej w dodatku.Te siedem lat ich narzeczenstwa to cudownyczas, które Julia wspominała ze łzami w oczach wiele lat pozniej. Boże, jak ona go kochała. Bez wahania oddałaby za Niego zycie . Krzysiek miał cudownych rodziców. Marysia I Jurek. Dwie połówki jabłka, nierozerwalne, szczelnie do siebie przylegające . Byli normalni, nieskomplikowani, transparentni. Kochający , odpowiedzialni. Obecni, a nie wtrącajacy, radzący, ale nie nakazujący, wspomagający I niewypominający.Zaiteresowani, a nie ciekawscy. Stojący obok, ale nie budujący muru.Julia nie dowierzała, ze takich mozna miec rodziców: przyjaciół I twarde opoki jednoczesnie, tarcze obronne I skrzydła anielskie. Nie myslała, ze na wiele lat bedzie jej dane miec tych arcykapłanów zycia przy sobie, przy swoim swiatecznym stole, w cieniu ogrodowej wierzby w sierpniowe dniZe beda ciepło głaskali jej syna z nieograniczzoną niczym miłoscią.Byli zawsze, gdy byli potrzebni. Czuwający, ale nie wtracajacy się.Nie oceniający,Jak Krzys, który zawsze był I zawsze na czas przybywający.

 

Jak wtedy, gdy stoczyła walkę ze smiercią:

 

-Walczymy o życie pana żony- zwróciła się do spanikowanego Krzysztofa sympatyczna nerolog Małgorzata.

 

Nie, nie moze byc az tak zle, przeciez bez niej życie nie bedzie miało sensu-pomyślał i po pochmurnej jego twarzy spłynęły łzy. Nie płakał nigdy.Sam nie wiedzial czy umie, a juz na pewno nie widział ojca płacząego ich syn. Tego dnia usyszał, jak płacze tato, bo Krzysiek o tej Julinej walce o zycie szybko chciał poiformowac Dawida. Był przeciez najblizszy dla niego i dla Julii.Julia kocha ła syna miością bezwzględną, bezinteresowną. Za to, ze jest. Za to ze jest jej dzieckiem, jej kochanym synem. A nie było to wcale tak oczywiste, ze go bedzie miec. Urodził sdługo po slubie. Wyczekiwali dziecka, wiele razy się nieudawało. Dwa razy, kiedy juz doszlo do poczęcia nie bylo im dane urodzic dziecka. Pierwsza ciążę poroniła, a kolejna okazała sie martwa.Kiedy juz Julia poczuła ruchy pod sercem dziecko umarło.Trzeba było ten obumarły płód wyrwac z łona. Koszmar,o którym Julia sądziła, że jest najwiekszym w jej zyciu. Z głebokim ,ogromnym żalem wchodziłą do gabinetu ginekologicznego, by poczciwy, stary doktor zabrał najwiekszy jej skarb.Bardzo kochała to nienarodzone dziecko, bardzo.Szlochała dniami i nocami. Płakała męzowi w opiekuncze ramie, a on pocieszał najdrozszą, choc sam byl bliski rozpaczy. I nawet nie tak rozpaczał za tym dzieckiem, co niby było, a jakoby go nie było.Przeciez on nie mógł czuc tego jak matka. Tak kochac umie tylko mama. Ale Krzys bardzo kochał Julię i jej cierpienie było dla niego nieznosne. Fatalnie czuł sie , kiedy ona cierpiała, płakała mu w ramię, a on nie umiał jej pomóc. Zaś z punktu widzenia Julii wyglądało to całkiem inaczej. Powtarzała, że bez Krzysztofa nie dałaby rady przebrnąć przez niejedną zawieruchę w życiu.Tak też było tego feralnego grudnia 26 lat pózniej gdy dopadła ją choroba, która zmieniła jej życie w gruz. Ale tez w tej sytuacji wiele Krzys mógł jej pomóc. I tak robił. Z najwyzszym oddaniem robił co było w jego mocy, by ulzyc żonie w tym cierpieniu. Na szpitanym oddziale ratunkowym przybycie Julii zrodziło spore ożywienie. I nie bynajmniej dlatego, że Julia to jakas szczególna persona. Hasłem podkręcającym tempo wsród personelu medycznego było"młoda kobieta" Zatem nie tylko Julia sądziła, ze to nie wiek jeszcze na tego rodzaju schorzenia.Ale udar Julii właśnie się odbywał i trzeba, by to w końcu do niej dotarło. Minęło jeszcze parę godzin by tak się stało. Tymczasem fakt jej przybycia do szpitala był nieodwołalny i nad pacjentką pochylali się kolejno specjaliści różnych nauk medycznych.Neurolog, Małgorzata W.przejęła się przypadkiem szczególnie, byc moze dlatego, ze była na oko rówiesniczką chorej. Wkrótce przybył kardiolog, internista i angiolog.Wszyscy niezwykle mili i poruszeni. Każda pielęgniarka, laborantka czy nawet salowa- wszyscy niezwkle grzeczni, uprzejmi i pełni zapału. To dosć szczególne , biorąc pod uwagę , stan polskiej słuzby zdrowia i fakt, ze sto procent pobierających u nas usługi w zakresie leczenia i ochrony zdrowia wyrazało głosno swoje rozczarowaie i żale. Ale nieJulia. Była kobietą bardzo niewymagającą. Kiedy nawet spotykala się z niedbastwem, czy niedociągnieniami pomijała to milczeniem lub obracała to w żart. Starała się jednak dostrzec plusy danej sytuacji. Za kilka chwil dostrzegła w drzwiach sali syna."Mój kochany"- pomyslała i powiedziała natychmiast-"moje najdroższe dziecko". Jedynym bÓlem, który odczuwała podczas odbywania się udaru był ból szyi i prawdobodobnie nic z tym stanem nie miał on wspólnego. I Dawid bardzo się przydał, by pomasować jej to bolesne miejsce na szyi.. Duży strach dostrzegła Julia w kochanych oczach swojego dziecka. I wzruszyła się.Zaczęła płakać.

 

-Dawidku, kochany mój, dziękuję, ze przyjechałes.

 

-Mamo, no cos ty, jak mogłoby mnie tu nie być. Jak się czujesz?

 

I zdziwił sie , gdy odpowiedziała :

 

-Dobrze Dawidku, całkiem dobrze.- Wciąż jeszcze myslała, ze to chwilowa niedyspozycja i za chwilę wraz ze swoimi chłopakami wróci do domu. Niczego tak się nie bała, jak tesknoty za domem, rodziną, psami. Zawsze tak było. Dlatego, jako dziecko nie jezdziła na kolonie, uciekała z przedszkola, a w szpitalu przebywajac płakała do utraty tchu.Informacja o tym, ze przekazują ją z sor-u na oddział na chwilę zatrzymała jej serce."A jednak, mój Boze, tak bardzo nie chcę". Tromboliza-to metoda terapeutyczna, którą wyrywano Julię z objęć śmierci. Udało się, widać Pan Bóg miał jeszcze wobec niej jakies plany. Lezała jeszcze parę godzin poddawana leczeniu trombolitycznemu. Polega ono na podawaniu leków na celu rozpuszczenia skrzepu i przywrócenie przepływu krwi w zamkniętym naczyniu krwionośnym. Skutecznosc tej metody scisle zalezy od czasu, jaki upływa od pierwszych objawów udaru do podłączenia wlewu dozylnego.I naukowcy ocenili, ze tromboliza ma sens, kiedy ten czas nie przekracza4 godzin. Julia miała wiele szczęscia, ze natchmiastowo po jej telefonie pojawił się przy niej jej najwiekszy przyjaciel, jej anioł stróz. W 40 minut po zasłabnięciu była juz w karetce. Strach pomyslec, co mogłoby byc, gdybynie było przy niej Krzysztofa. Albo jeszcze inaczej: kiedy odpaliło by auto, bo ten udar nadszedł, kiedy ona własne za kierownicę siadała. Był zimny grudniowy ranek. Miała kolejnego(piatego juz) szczeniaka. Brała zawsze szczeniaki do pracy ze sobą. Pilnowała posiłkó, by dojadły, by przypadkiem w hipoglikemie nie wpadałuy, uczyła czystosci. Wszak jej praca scisle łączyła się z pasją. Pasją były psy. Wspólna to zresztą była miłosc jej I Krzyska. Ukochali te małe teriary I zaczęli je “koleekcjonowac. Kiedy Julia wtedy z małym Karolem w ten grudniowy ranek do pracy jechała to w domu było razem pięć psów. Julia bacznie obserwowała, jak rozwija się i ugruntowuje nowa rasa- inna kolorystycznie wersja yorków. Tzw. białe yorki- biewery. W rzeczywistosci były one tricolorami(biało- czarno-złote).Kiedy tylko mozna juz było dostac takiego psa z legalnej hodowli, Julia i Krzysztof kupili. Od razu dwa.Srogi to był wydatek, ale to miały byc psy z przyszłością wystawową. Julia chciała brac udzial w wystawach psów rasowych niejako doradca żywieniowy i dietety, ale jako hodowca. I nie inteesowały jej  żadne drugie miejsca- tylko wygrana. By te maluchy  utrzymac w formie wystawowej wiele musiała im poswięcić. Nauczył się dbac o ich sierś. Nakupiła w branzowych hurtowniach nadrozszych kosmetyków: szampony, odzywki, balsamy, maski, jedwab, olejki, odswierzacze, nabłyszczacze, komplet profesjonalnych  narzędzi groomerskich i oczywiście setki kolorowych gumeczek i czerwonych kokardek. Wystartowały w kkońcu w pierwszej swojej wystawie międzynarodowej i zadebiutowały sukcesem. Kriera wystawowa Edyty rozwijała się zgodnie z oczekiwaniami Julii i niedługo zdobyly wymagane wygrane z trzech niezaleznych wystaw międzynarodowych. To dało suczce tytuł młodziezowego championa i upoważniło do bycia mamą. Pierwszy miot Edyta miała, gdy Julia była jeszcze głęboko sparaliżowana. Z łatwoscią wydała na świat cztery małe, jak chomiki mandżurskie córeczki.Co to był za cud odbywający się na Ich- Julki i Krzyśka- oczach.Julce te małe stworzenia dawały motywację do szybkiego wyrehabilitowania po udarze. Cisnęła ćwiczenia systematycznie i mozolnie, by jak najszybciej móc pochylić się nad tymi małymi cudami i oczywiscie przygotowac i podac pierwszy mięsny posiłek. Miłośnicy suchych karm pukali jej w głowę, ze  trzytygodniowym szczeniętom mięso podała.Ona natomiast pewna swej wiedzy i umiejetnsci nie siegnęł po specjalistyczne karmy bebe i udowodniła wszem, ze to była najsłuszniejsza  decyzja.Dziewczynki rosły bez zakłóceń. Nie cierpiały gastrycznie, nie miały zaparć, sraczek, łapieżu ani zacieków  pod oczam. Nie rzygały, nie ulewały i nie bączyły. Rosły w dobrym tempie, byly radosne i bystre. Nie tuczone węglowodanami nie miały okresu bycia beczółkami i innymi walcami czy , co gorsza, kulami.Pewnego dnia Krzysiek z nostalgia powiedział do zony:

-Juliś, zostawmy je wszystkie w domu. Jak my się z nimi rozstaniemy. Jullia zaoponowała  zdecydowania. Mięli by wtedy dziesięć psów, a kto wie jak długo Ona jeszcze będzie niepełnosprawna i czy nie do konca życia w ogóle. Mąż nie sprzeciwił się,jak zwykle żonie i w ostateczności w domu zostawili jedną z miotu suczkę, najmniejszą-Klarę.Bali tego9a było to bardzo prawdopodobne, ze z powodu jej rozmiarów ktoś w nowym domu pokusi się zrobic z niej fabrykę micropsów- bo to modne takiego miec teraz , więc intratny  biznes. A Oni wiedzieli, ze takie małe suczki często po prostu umierają podczas porodu.A Klara w zyciu dorosłym nie przekroczyła wagi 1300g i choć była śliczna, jak księżniczka i całkiem zdrowa to była  zwyczajnie karłem.Oficjanie nie zdobyłaby prawdopodobnie nigdy uprawnień reproduktora.Na zawsze w rodzinnym domu została szczeniaczkiem, była ropieszczana , a Julia opiekowała się z nadprogramową troską.

W ten sposób stado psów Julii i Krzyśka liczyło już siedem psów.

psiamama1971   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz