Matka
Komentarze: 0
Niestety juz nigdy nie odbudowała się więź matki I córki. Na zawsze zostały dalekie.Nie miała dorosła Julia przyjaciólki w matce. Julia od piątku szukała spokoju dla duszy. Przez krótką chwilę zdjęcia z Cieszyna ją uśmiechnęły. Z wystawy. Ostatniej w wspólnej z Beatą I Damianem i . Później uświadomiły bolesny stan obecny.
Od piątku dramatycznie szukała, bo rankiem wówczas rozpoczęła się w domu wojna na miarę światowej. Właściwie wojna matczyna, ale z mocą światowej. Julia nie umiałaby przyporządkować tej wojnie numer. Żadna to nowość wszak. Jednak w piątek przestraszyła się na dobre, bo przez chwilę poczuła, że mogłaby zabić matkę.
'Zabiję ją i powieszę się na strychu'- pomyślała, usiadła i długa ryczała. Ryczała nie z żalu, ani złości. Nawet nie ze strachu, że faktycznie miałaby to zrobić, bo przecież wie, na ile ją stać. Uświadomiła sobie, jakie zmiany w mózgu jej zaszły, albo gdzieś na linii, na synapsach. Albo może w chemii lub w innym przewodnictwie uczuć. Przestraszyła się, że w ogóle takie coś zrodziło się w jej szuflandii, pod jej sufitem. Nie pamiętała już nawet, jaki fakt rozpętał tę wojnę, bo w sumie, jaka to różnica, czym podpalony został pierwszy lont. W każdym razie ofiarą w pierwszej bitwie została ona i to niespodziewanie rykoszetem trafiona. Usłyszała, że przez te bez mała dwa lata, kiedy się matka ‘im na złość’ wyprowadziła do swojego schronu na górze była dla niej niedobra i niegrzeczna.
Straszne, a matka taka niby wrażliwa… Próbowała tłumaczyć.
- Dla ciebie to ja w ogóle nie byłam. Nie byłam, by nie ogłupieć.
Musiała się odciąć od strategii matczynego stanu wojennego i praktycznie przestała spostrzegać, że ona jest w domu. Nie mogła być niedobra, bo się do niej najzwyklej w ogóle nie zwracała. Natomiast ile było, za sprawą matki rozegranych regularnych batalii z wrogiem ościennym nie dałoby rady ogarnąć. Ile w życiu matki bliskich, tyle wrogów. Syn-z pięć lat będzie, jak nie rozmawia z nim. Brat jej- wiecznie w stanie z nim wojny, bo pijak. A ona ostatecznie niepijąca…? Krzyś, wróg numer jeden, bo w końcu maż jej córki, a z tą od dwóch lat milczy pod jednym dachem żyjąc. Nie ważne, że ją na stare lata zaprosili do swego życia, domu. No i jeszcze matka, staruszka dziewięćdziesięcioletnia. Też wróg. A właściwie gruszka treningowa. Bo stara i zdziecinniała już, to nie ma siły rażenia. Po ostatnich świętach, podczas których skompromitowała się padając w południe Dnia Świętego na twarz, pozbawiając się wcześniej świadomości za pomocą schowanej przed samą sobą flaszki hulała w rodzinie myśl Norwidowska: IDEAŁ SIĘGNĄŁ BRUKU!
Julia była ciekawa, jak wybrnie z tego upadku i pewna, że nie pozwoli jej o nim zapomnieć długo.
No, i nie było zaskoczenia. Żadnego ‘zapomnijcie dzieci, przepraszam, że się upodliłam tak na Waszych oczach’. Żadnego ‘dziękuję, że jednak mnie zaprosiliście’. Przeminęło z wiatrem, nie było sprawy, taki epizodzik, drobiażdżek nieznaczący…
Za to news rodem z czarciego poradnika chyba: CZEKAM NA PRZEPROSINY ZA ŚWIĘTA!!!· Kurwa! Julia poczuła mniej więcej to, co w poznańskim hotelu, w którym po cudownym rozmnożeniu łózek pozostał w jej w głowie znak zapytania. I obawy czy komórki pod jej sklepieniem ssie jakaś czarna dziura, bo przecież chyba świat wokół nie zwariował. Raczej ona.
Ale nie skapitulowała w piątek szybko, padła od trzeciego strzału. Kolejny desant ją od własnej, jakby kuchni zaszedł. Bo dowiedziała się, że ma jeszcze zaległe przeprosiny za to, ze napisała cos I nie dała jej pierwszej do przeczytania”…·, Bo babci przeczytała, a matce nie. A ona czekała, bo obowiązkiem, córki, było najpierw jej dać przeczytać. Zupełnie, jakby nie było tych dwóch lat bez 'dzień dobry' w jednym domu. Miała wejść do jej bunkra i zaświergotać: 'Hej mamuś, poczytam Ci coś swojego’. Podczas, kiedy trzydzieści lat pisuje do szuflady, rodzina o tym wie i jedyną osobą, która przez ćwierć wieku nie wykazała chęci zapoznać się z jakimkolwiek jej ‘dziełem’, to matka właśnie. I z największą obojętnością przyglądała się gorączce, rozpalonej za sprawą babcinego zachwytu, trwającej kiedyś w rodzinie kilka ładnych tygodni. Bo jak babcia dostała dedykowane jej wierszydło, to z nim ze dwa miesiące spała, kąpała się i kogo ustrzeliła, to mu je zaraz czytała. Wszystkim sąsiadom. I miała odczyt na walnym Koła Pracowniczych Ogródków Działkowych 'Moja Dalia’. I na wieś do siostry kazała się z nim wieźć. A znajomej jednej Róży, jednej z wielu imienniczek z Żywego Różańca pozwoliła nawet go przepisać. Zaś ta Róża pokazała wierszydło kolejnej imienniczce Róży z Różańca Żywego, ale innego fan-clubu i skłamała, że to od jej wnuczki Lucynki. Celem chyba spowodowania u tamtej trzeciej Róży skrętu kiszek. Absolutnie w imię miłości do Najświętszej Panienki i życząc pod nosem do bólu: 'niech cię sczyści , ze moja Lucynka, kocha mnie bardziej niż ciebie twoja Michalina”. No i że niby ten banalny ośmiozgłoskowiec miał być tej miłości świadectwem.
Tak, więc desant owocny, choć Ziemia się nie trzęsła. Ale za to mamunia dokopała leżącemu w jeszcze innym stylu walki. Julia chciała odbić jej zarzut, jakoby nie była ona ciepło w domu traktowana. I ponoć w ogóle nikogo nie interesują troski matki.
Oczywiście, że nie, bo niby jak i za co przytulać? Jakie troski może mieć narcystyczna pijaczka z furą kasy?
Dodaj komentarz