wrzesien 2013, Nigdy więcej nad polskie...
Komentarze: 0
Spełnienie marzeń o pobycie na ziemi Araba właśnie nadchodziło
Pierwsze wrażenia z Afryki? Nigdy więcej nie pojadę nad polskie morze. Zimno, drogo i pełno nowobogackich chamów.
Ale od początku...
Samolot spóźniony był o godzinę. Strasznie się dłużył ten czas na lotnisku. W końcu przyleciał. Tunezyjski, nieduży, lekko podstarzały. W środku, jak w zwykłym autokarze. Fotele skórzane i po godzinie wszystkim się tyłki kleiły. Dramat, jak zaczęli się kręcić na siku. Kibel, jakości polskich kolei państwowych. Jak kto może trzymać, to raczej powinien. Lot przeleciał bardzo szybko. W zasadzie toJulia miała wrażenie, że kołują wciąż nad Wrocławiem, kiedy włączono monitory nad głowami i zobaczyła, że są nad Austrią. Później morze, Włochy, morze i Afryka. Wylądowaliw Enfidia. Lotnisko Enfidia Zine El Abidine Ben Ali (wciąż honory dla Bena’a) –miód, malina. Nowoczesne, duże, czyste. Ale samolot tylko ich. Poza tym cisza, jakby wymarły port. Jedyni pasażerowie, którzy wysypali się z samolotu to oni, setka Polaków. Przywitała ich nieprzyjemna cisza. W głowie zagrały skojarzenia i jak wczoraj zobaczyła we wspomnieniach 'martwe stacje' w metrze berlińskim sprzed dwudziestu pięciu lat. Przejeżdżałam nieraz przez te zamurowane od zewnątrz stacji kolejki podziemnej. Komunistyczne miasto nad nimi w ten sposób swoich mieszkańców trzymało w objęciach. Siłą. Zachodnioberlińska kolejka musiała pokonać kilka 'martwych stacji, by dotrzeć znów do tych, nad którymi jest miasto wolnych ludzi. 'Martwe stacje' pozostały nietknięte od chwili, kiedy je zaslepiono.Berlinczycy przez 28 lat dobrze poznali ich charakterystyczny klimat, bo każdy pociąg zwalniał przemierzając uśpiony w kamieniu pomost do sąsiadów. Światła tych stacji świeciły ciemniej, a ściany poszarzały przez lata. Tu i owdzie psychodelicznie migały białym światłem kończące żywot jarzeniówki. I tak ,blisko trzydziesci lat, od 61 do 89 roku. Codziennie, przy każdym kursie maszyniści metra zwalniając, dawali możliwość refleksji tym, którzy absolutnie przypadkowo pewnego dnia zostali przypisani do tej części Berlina, w której akurat przebywali. Często mur berliński rozdzielił rodziny, przyjaźnie, związki. Dramaty długo grały echem śmierci dopadającej zagubionych w tym piekle desperatów na całej długości tej ściany w centrum Europy. 126 osób pozostawiło swoje zycie na wschodniej scianie muru rzucajac sie desperacko w strone wolnosci i ginac od kul radzieckich kałasznikowów. Atmosferze grozy w 'martwych stacjach’ wtórował gwizd przeciągów i cisza, która pijanie odbijała się o stare kafle śpiących ścian. Enfidia być może, dlatego zagrała atmosferą 'martwych stacji’, ponieważ taką samą niewiadomą był świat za jej drzwiami, jak ten za zamurowanymi wejściami metra berlińskiego przed laty.
Przed lotniskiem na stanowisku numer jedenaście czekał podstawiony specjalnie dla turystów Oasis autokar. Równa godzinka jazdy do hotelu. Na autostradzie nie minęli żadnego osobowego auta. Razem do Thalassa Village jechało kilkanaścioro Polaków. Oczywiście te najbardziej wrzeszczące w samolocie dziecko z Julia I Krzysiem.. Mamusia zamiast je ogarnąć, przyprawiała z babcią i dziadkiem wolnocłowe likiery z gwinta.Hotel Thalassa Village przywitał urokliwym śpiewem cykad. Obiekt wraz z infrastrukturą zajmuje dwadzieścia hektarów z linią brzegową Morza Śródziemnego. Na gości czekają bungalowy i dwa niewielkie, trzypiętrowe hoteliki. Bungalowy usytuowane grupami, jakby wioski afrykański o nazwach z calego świata: kreta, djerba, lesbos. Wewnątrz bungalowu boski klimat arabski. Centralnie ustawione wielkie, wygodne łoże małżeńskie. Nie mebel, a wymurowana na srodku izby platforma , na niej materac. Wezgłowie i nocne szafki tez zrobione z kamienia. Toaletka dla damy to też kamienny blat nałożony na murowane postumenty. Nawet półka pod telewizor jest zawieszonym na ścianie kamiennym blatem. Włączyli tv i co...? I TV Polonia już nastrojona…W pokoju, w centralnej części łuk podtrzymywany rzymskim filarem. Bajecznie. Łazienka przyzwoita. Na szczęście nie sterylny boks jak te z sieci hotelowej Ibis, ale pomieszczenie równie klimatyczne, jak pokój. Wanna. Jakby ją rzemieślnik sto lat temu zrobił. Matowa, piaskowo-żółta, sprawiająca wrażenie, ze jest z gliny ulepiona. Ogromne lustro, pod nim kamienny (naturalnie) blat z wpuszczaną umywalką. Kafle w tradycyjny deseń niebieskiego koloru. W pokoju również szafa wnękowa, a w szafie sejf. Balkon z meblami ogrodowymi i z widokiem na 'trawnik'. Jakby Krzyś miał taką trawę wokół domu, byłby załamany. No, ale tu Afryka jest w końcu. Choć przyznać należy, że tubylec regularnie podlewa szlaufem. Braki w 'utrawieniu' z nawiązką odpłacają ogromne opuncje i gigantyczne palmy. Bugenwille na ścianie każdego bungalowu przeplatają się melanżem z bielą jaśminów.
Zajechali późnym wieczorem. Duchota była w pokoju, a klima nie działała. Julia pogrymasiłam. Ale o północy zrobiło się tak rześko, że szukali kołdry. Bez rezultatu. Przykryła się swoim ręcznikiem plażowym, a mąż jakąś kapą, podczas kiedy 'pierzyny' leżały rozścielone pod nimi. To nieco grubszego splotu płótna, które potraktowali, jak prześcieradła. Spało się bosko. Powietrze nie smakowało jej tak przez całe czterdzieści lat.
Rano obcykali najbliższe sąsiedztwo ich bungalowu. Z radością odkryli, że ich osada, nazwana Kretą( są też Malta, Sycylia, Mauritius, Djerba, Cypr i wiele innych) jest położona blisko serca Thalassy. A w sercu są...: cztery baseny odkryte, jeden kryty, spa, siłownia, cztery restauracje, kilka kafejek i drink barów. Jest też tu punkt medyczny, sklepik z drobiazgami i atrium. Jedno z pomieszczeń wyposażone jedynie w czerwone miękkie pufy, takie siedziska. Tu można rytualnie zapalić sziszę.
Śniadanie czuć było od świtu. Całkiem normalnie: mlekiem. Przybyliśmy na nie, jako jedni z pierwszych gości. A na śniadanie w szwedzkim bufecie wszystko, czym można uraczyć się na śniadanie. Oprócz mięcha. Dwa rodzaje wędliny jedynie. Ale za to najznakomitszej, jakości i do wyboru ciepłe francuskie rogaliki, kajzerki, bagietki, crusanty itp. Omlety na widoku smaży kucharz z dodatkami skomponowanymi we własną kombinacje. Jajka w ogóle pod każdą postacią. Jajecznica, sadzone i ugotowane, podane w dwóch misach podgrzewanych, podpisane: 3 min, 5min. Miodki, dżemów cała fura, ale kurczę, żaden z nich z Łowicza i strasznie słodkie. Naleśniki też smażone przy gościu. A czekolada do naleśników...Julia nie chciała jesc czekolady, z trudem pozniej zrzucała nanmiar wałeczków, ale O BOŻE!!!! czekolada może być naprawdę pyszna!Nigdy juz więcej nigdzie nie znalazla tego smaku.
Po śniadaniu poszłam na plażę rzucić okiem zanim przyjdziemy tu na dobre. Na ten tychmiast gdzieś spod ziemi wyrósł Tunezyjczyk z ręcznikami, jak z namiotu ‘wszystko po 5 zł’ nad Bałtykiem. I nawija coś. Przyszedł po to, by je sprzedać, rzecz jasna, ale tak rankiem… Julia zaskoczona rzuciła niedbale, kiedy ją zaczepił:
-Jutro...
A ten w gadkę. Po polsku na dodatek.
Jutro? Nie madame. Dżiszaj, dżiszaj kup madame.
Jest, jak moja Małgosia fryzjerka mówiła: kobieta, która sama wybiera się na spacer naraża się na cmokanie, ciamkanie, ochy i achy. Przekonałamsię o tym Julia, bo wracając z plaży musiała przemaszerować przed dwoma młodszymi dużo Arabami. Cóż to był za morderczy marsz. Miała wrażenie, ze zaraz się albo potknię, albo spadnie jej stanik i że droga pod obstrzałem ich oczu wydłuża się. Ale przyznać trzeba, że są grzeczni. Pracuje ich tu na terenie hotelu niezliczona ilość. Powiadają, bardziej doświadczeni turyści, że są mili zawsze. Dopiero kiedy ktoś jest dla nich gbur, to i ich uprzejmość kończy się. W sumie słusznie, bogburowatych polskich turystów było tam oblęznie Poza pokojówkami nie pracują w hotelu żadne kobiety. Polska rezydentka uspokoiła rodaków z worami kasy, że mogą się nie bać kradzieży w hotelu. Oni, tu pracujący, postrzegają, jako prawdziwy dar od Allacha pracę w hotelui w ogóle turystów Przyłapanie na kradzieży przekreśla karierę zawodową pokojówki na zawsze, a dla rodziny to bezrobocie na kilka pokoleń. Bo kto zaufa znów takiemu klanowi, w którym złodziej był? Ponadto za kradzież jednego choćby dinara wyznaczana jest tu kara sześciu miesięcy więzienia. Podobno więzienia arabskie
są piekłem.
W międzyczasie śniadaniowo-obiadowym Julia nakarmiła kociaka tutejszą mortadelą. Kotów w Tunezji jest dużo. Wszystkie, które widziała chude. Tylko jedna szylkreta śpiąca na leżaku tłusta, jak polskie mruczki. A może kotna...?Tak, przyjęli właśnie taką tezę. pewno jest kotna.
Czas obiadu Krzyś wyczuł nosem i rozpoczął go długo przede żoną. Podobno tylko sałatką , ale to raczej nieprawda.Zapytała męża:
- A co tam jest?
- Czego tam nie ma…- odpowiedział. Rzeczywiście. Zaserwowała sobie sałatkę z awokado i wołowinę duszoną. Bomba. Mąż pochłaniał w tym czasie smażone rybki. Na nieszczescie Julii do obiadu podano jakieś piętnaście blach ciast.. Tarta z jabłkami wydała się najlepsza z sześciu, które spróbowała. Mąż zajadał kolejną potrawę. .Julia poszła już na plażę zapominając o obiedzie, a Krzysiek długo jeszcze nie wracał. Nie makaronu bynajmniej. Wciąż, pewnie futrował dalej. Ale nie przyznał się. W każdym razie w garści niósł jeszcze na 'ciężkie czasy' trzy brzoskwinie i kilka śliwek renklod. Żarcia nie do przejedzenia, alkoholu nie do wypicia, słońce praży, bryza chłodzi, między leżakami przystojni śniadoskórzy boye uwijają się, by spełniać zachcianki białasów(Osama się przewraca w grobie). Pomyślałam…To chyba ten raj na ziemi tutaj jest.
Dodaj komentarz