Archiwum sierpień 2020, strona 6


sie 22 2020 Matka
Komentarze (0)

 Niestety juz nigdy nie odbudowała się więź matki I córki. Na zawsze zostały dalekie.Nie miała dorosła Julia przyjaciólki w matce. Julia od piątku szukała spokoju dla duszy. Przez krótką chwilę zdjęcia z Cieszyna ją uśmiechnęły. Z wystawy. Ostatniej w wspólnej z Beatą I Damianem i . Później uświadomiły bolesny stan obecny.

Od piątku dramatycznie szukała, bo rankiem wówczas rozpoczęła się w domu wojna na miarę światowej. Właściwie wojna matczyna, ale z mocą światowej. Julia nie umiałaby przyporządkować tej wojnie numer. Żadna to nowość wszak. Jednak w piątek przestraszyła się na dobre, bo przez chwilę poczuła, że mogłaby zabić matkę.

'Zabiję ją i powieszę się na strychu'- pomyślała, usiadła i długa ryczała. Ryczała nie z żalu, ani złości. Nawet nie ze strachu, że faktycznie miałaby to zrobić, bo przecież wie, na ile ją stać. Uświadomiła sobie, jakie zmiany w mózgu jej zaszły, albo gdzieś na linii, na synapsach. Albo może w chemii lub w innym przewodnictwie uczuć. Przestraszyła się, że w ogóle takie coś zrodziło się w jej szuflandii, pod jej sufitem. Nie pamiętała już nawet, jaki fakt rozpętał tę wojnę, bo w sumie, jaka to różnica, czym podpalony został pierwszy lont. W każdym razie ofiarą w pierwszej bitwie została ona i to niespodziewanie rykoszetem trafiona. Usłyszała, że przez te bez mała dwa lata, kiedy się matka ‘im na złość’ wyprowadziła do swojego schronu na górze była dla niej niedobra i niegrzeczna.

 

Straszne, a matka taka niby wrażliwa… Próbowała tłumaczyć.

- Dla ciebie to ja w ogóle nie byłam. Nie byłam, by nie ogłupieć.

 

Musiała się odciąć od strategii matczynego stanu wojennego i praktycznie przestała spostrzegać, że ona jest w domu. Nie mogła być niedobra, bo się do niej najzwyklej w ogóle nie zwracała. Natomiast ile było, za sprawą matki rozegranych regularnych batalii z wrogiem ościennym nie dałoby rady ogarnąć. Ile w życiu matki bliskich, tyle wrogów. Syn-z pięć lat będzie, jak nie rozmawia z nim. Brat jej- wiecznie w stanie z nim wojny, bo pijak. A ona ostatecznie niepijąca…? Krzyś, wróg numer jeden, bo w końcu maż jej córki, a z tą od dwóch lat milczy pod jednym dachem żyjąc. Nie ważne, że ją na stare lata zaprosili do swego życia, domu. No i jeszcze matka, staruszka dziewięćdziesięcioletnia. Też wróg. A właściwie gruszka treningowa. Bo stara i zdziecinniała już, to nie ma siły rażenia. Po ostatnich świętach, podczas których skompromitowała się padając w południe Dnia Świętego na twarz, pozbawiając się wcześniej świadomości za pomocą schowanej przed samą sobą flaszki hulała w rodzinie myśl Norwidowska: IDEAŁ SIĘGNĄŁ BRUKU!

Julia była ciekawa, jak wybrnie z tego upadku i pewna, że nie pozwoli jej o nim zapomnieć długo.

No, i nie było zaskoczenia. Żadnego ‘zapomnijcie dzieci, przepraszam, że się upodliłam tak na Waszych oczach’. Żadnego ‘dziękuję, że jednak mnie zaprosiliście’. Przeminęło z wiatrem, nie było sprawy, taki epizodzik, drobiażdżek nieznaczący…

 

Za to news rodem z czarciego poradnika chyba: CZEKAM NA PRZEPROSINY ZA ŚWIĘTA!!!· Kurwa! Julia poczuła mniej więcej to, co w poznańskim hotelu, w którym po cudownym rozmnożeniu łózek pozostał w jej w głowie znak zapytania. I obawy czy komórki pod jej sklepieniem ssie jakaś czarna dziura, bo przecież chyba świat wokół nie zwariował. Raczej ona.

 

Ale nie skapitulowała w piątek szybko, padła od trzeciego strzału. Kolejny desant ją od własnej, jakby kuchni zaszedł. Bo dowiedziała się, że ma jeszcze zaległe przeprosiny za to, ze napisała cos I nie dała jej pierwszej do przeczytania”…·, Bo babci przeczytała, a matce nie. A ona czekała, bo obowiązkiem, córki, było najpierw jej dać przeczytać. Zupełnie, jakby nie było tych dwóch lat bez 'dzień dobry' w jednym domu. Miała wejść do jej bunkra i zaświergotać: 'Hej mamuś, poczytam Ci coś swojego’. Podczas, kiedy trzydzieści lat pisuje do szuflady, rodzina o tym wie i jedyną osobą, która przez ćwierć wieku nie wykazała chęci zapoznać się z jakimkolwiek jej ‘dziełem’, to matka właśnie. I z największą obojętnością przyglądała się gorączce, rozpalonej za sprawą babcinego zachwytu, trwającej kiedyś w rodzinie kilka ładnych tygodni. Bo jak babcia dostała dedykowane jej wierszydło, to z nim ze dwa miesiące spała, kąpała się i kogo ustrzeliła, to mu je zaraz czytała. Wszystkim sąsiadom. I miała odczyt na walnym Koła Pracowniczych Ogródków Działkowych 'Moja Dalia’. I na wieś do siostry kazała się z nim wieźć. A znajomej jednej Róży, jednej z wielu imienniczek z Żywego Różańca pozwoliła nawet go przepisać. Zaś ta Róża pokazała wierszydło kolejnej imienniczce Róży z Różańca Żywego, ale innego fan-clubu i skłamała, że to od jej wnuczki Lucynki. Celem chyba spowodowania u tamtej trzeciej Róży skrętu kiszek. Absolutnie w imię miłości do Najświętszej Panienki i życząc pod nosem do bólu: 'niech cię sczyści , ze moja Lucynka, kocha mnie bardziej niż ciebie twoja Michalina”. No i że niby ten banalny ośmiozgłoskowiec miał być tej miłości świadectwem.

 

Tak, więc desant owocny, choć Ziemia się nie trzęsła. Ale za to mamunia dokopała leżącemu w jeszcze innym stylu walki. Julia chciała odbić jej zarzut, jakoby nie była ona ciepło w domu traktowana. I ponoć w ogóle nikogo nie interesują troski matki.

Oczywiście, że nie, bo niby jak i za co przytulać? Jakie troski może mieć narcystyczna pijaczka z furą kasy?

 

 

 

 

psiamama1971   
sie 22 2020 Bożenka
Komentarze (0)

Niestety juz nigdy nie odbudowała się więź matki I córki. Na zawsze zostały dalekie.Nie miała dorosła Julia przyjaciólki w matce. Za to miała prawdziwe przyjaciólki. Z najmłodszych nawet lat I z lat szkolnych. I studenckich.

Bożenka. Kolezanka od pierwszej klasy podsawowki. Tej to się w zyciu komplikowało.Widziały się ostatnio dwadziescia lat temu. Ale tylko przelotem w jakimś sklepie będąc i w obłędzie zakupów świątecznych. Obłęd miał moc rażącą, bo Julia wcale nie pamiętała o tym fakcie. Więc za ostatnie ich spotkanie uznawała te sprzed trzydziestu pięciu lat. A i wówczas te dwudziestopięciolatki spotkały się ‘po latach’. Wszak z podstawówki wyszedłszy rozstały się, jako siuśmajtki. I taką Baśkę z największą radością odkopała w swojej szuflandii Julia. Dożywotnią rezerwację swojej szuflady ma Basia w jej głowie. I jest to dobrej klasy apartament, nie byle karimata gdzieś miedzy zwojami pod potylicą.

Dodatkowym zabezpieczeniem kont w pocztach elektronicznych bywa często pytanie: „przyjaciel z dzieciństwa?”. Wtedy zawsze odpowiedzią jest ‘Bożenka’.

Lubiły się szczerze, naturalnie. Może, dlatego, że dziecinnie jeszcze? W każdym razie, mimo lat bez siebie, bez trudu znów potrafiły rozgrzać ciepełko i zrobiło się tak przyjemnie, swojsko, bezpiecznie. Obie dojrzałe kobiety usiadły przy małym stoliku w klasycznej pozycji ‘do plot’. Wsparte na łokciach zbliżyły swoje twarze i rzeczywiście uderzyły w gadanie nieprzerwanie na trzy godziny. Nic ono jednak z plotami wspólnego nie miało. Zdołały zaledwie wypakować odrobinę ze swoich życiowych plecaków. A, że akurat niedawno Bożence ciężar ucho w nim urwał, to ona była wodzirejem na tym spotkaniu.

 

-Dostałam kopa od męża trzy miesiące temu. Odszedł do sąsiadki.

 

Powiedziała to w taki sposób, że Julia błyskawicznie rzuciła pytaniem:

 

-A ty go kochasz?

 

Na co Bozenka równie błyskawicznie odpowiedziała:

-A, co to znaczy? Co to jest miłość Juliś? No właśnie…Refleksje nadeszły natychmiast.

 

I z tą z tą piękną kochanąBożenką juz zostały w stałym kontakcie. Była mamą dwóch pięknych chłopców. Starszy byl rówiesnikiem syna Julii I Krzysztofa. Zaczęła walczyć o swe zycie Bozenka, jak ją ten sukinsyn zdradził I oszukał. Nie trudno było przewidziec, ze wkrótce u jej boku pojawi się piekny rycerz, który juz tylko będzie ją chronić. Szybko przedstawiła Julii I Krzyskowi Sławka. Co to byl za fajny gość, mądry, przystojny inteligenthny. I Bożenka zakochała się oczywiscie. Ale jak to kobieta:kochała I chciała miec Go przy sobie. A Sławek nie był na to gotów. Spędzili jeszcze razem w czwórkę Sylwestra. Hitem parkietów był wtedy wątpliwie artystyczna twórczosc Radka Liszewskiego i piosenka”A ona tanczy dla mnie”Bożena uwielbiała ten przebój I kiedy szampan huknął juz jej w potylice podkręciła moc wzmacniacza, zgrabnie wygieła tyłeczek w rytmie disco polo, zachwiała się I centralnie usiadła tyłkien na niską lawę prosto w duralexową salaterkę pełną sałatki. Spłoszyła się ptaszyna I zjarała cegłę, no bo ten Sławek patrzył , ale Julia z gracją obróciła tę sytuację w rzekomy znak szczescia I szybko sprawa ucichła . No jasne, ze Sławek został u niej tej szalonej nocy, otarli się o sex, ale do prawdziwego związku Sławek się nie garnął. Więc Bozena poszukał kolejnego oobiektu uczuc. Mietek- od lat zamieszkały w Niemczeh.Poznali się na portalu randkowym , no I w kon cu nadszedł czas spotkania. Przyszla wtedy Bozena do Julii I mówi

- Weź mnie Jiuliś pierdolnij.

 

-Yy?

 

-Wiesz co ja robię?, wiesz, co robię?

 

-No przeciez nie wiem.

 

- Zachowuję się , jak nieodpowiedzialna małolata!

 

-Niezauwazyłam.

 

Ten Mietek zaprosił mnie na spotkanie.

 

-Chciałas z nim życ przez internet?

 

- Tyle sie teraz słyszy o oszustach, zboczencach, psychopatach, a ja własnie jadę na spotkanie z nieznajomym.

 

-Zeby sie poznac, trzeba się spotkac.

 

- Słuchaj...jak ja w ogole wygądam ?Odwaliłam się, jak stróz w Boże Cialo dla obcego faceta. Wiesz ile kosztowała ta kiecka?

 

- Warta była kazdej ceny. Wrazenie oszołamiia.

 

-Patryk(starszy syn) nie pozwala mi jechac, a ja jadę.

 

-No wiesz…. Syn ma Ci układac zycie?

 

-Czyli mam jechac?

 

Juz teraz Julia zawahała się czy jej dobrze doradza.

 

-Masz jechac.

 

Elegancka czterdziestolatka wsiadła do swojej srebrnej kijanki I ruszyła pewnie.

 

 

 

Gwałtowy sygnał komórki zerwał Julię po dwóch godzinach. Odebrała I usłyszała jakis niepokój w głosie przyjciółki.-Julis, jaddę za nim wiesz….?

-Jedź, jedź.

-Ale on mnie do lasu wywiózł!

O KURDE- pozałowała Julia swoich rad. Zupełnie nie wiedziała co powiedziec,

Ale juz sie poznałam z nim. Wiesz, wzbudza zaufanie

-Kochana nie wiem co mam Ci radzic.Kieruj się swoja intuicją.

I Bozena pokierowała się. Zawróciła w najblizszym mozliwym miejscu I darła do Wrocławia jak Kubica na torze..Wpadła do Julki spocona z oczami jak zaba., ale I z pięknym bukietem kwiatów.

 

-Spanikowałam

 

-Rozumiem Cię.

Za chwilę grzecznie I uczciwie tłumaczyła się Mietkowi ze swojego zachowania.

 -Jestem taka niefrasobliwa, wstyd mi za siebie.

Mietek  nie miał pretensji,wykazał zrozumienie I na nastepne spotknie umówili sie juz na pieknym rynku wroclawskim.Za trzy miesiace Bozena odezwała się na fejsie, ze mieszka z Mietkem w Niemczech, ze jest dla niej dobry, a ona szczesliwa. Pracuje w jakies firmie produkujacej zarcie dla psów,spełnia swoją pasję czyli projektuje I wykonuje rękodzielniczo bizuterię. Wkrótce dołaczyl do niej młodszy syn, który w całej  tej  zawierusze mieszkał z dziadkami w Polsce.Spokojna juz była Julia o kolezanke, a na Mietka zła, ze ją zabrał z Wrocławia.. Zaś Krzysztof szczerze zaprzyjaznił się ze Sławkiem I pozostali w stałym kontakcie głownie w celu degustowania drogich whisky .Sławek załował, ze tak rozegrał tę znajomosc z Bozeną I chętnie by ją odnowił, ale w tej sytuacji Bozena ograniczyła sie tylko do kontaktu internetowego.Minęły ze dwa lata I na fejsie Julia z Krzyskiem zobaczyli zdjęcie ze slubu Sławka z uroczą brunetka.Kupili dom na wsi I wiedli tam szczęsliwe zycie.

 

sie 22 2020 Prowincja mięciutkich moreli
Komentarze (0)

morele

   Byli cisi, uśmiechnięci, mili.Mięli kolor moreli. I tacy sami byli miękcy. Kobiety miękkie od klimakteryjnego tłuszczyku, mężczyźni miękcy w swych kaszmirowych skórach.. Każdy ze swoja przeszłością. Wszyscy mający dzieci, niektórzy wnuki. Dobrzy. Znali się po czterdzieści I więcej lat. Siedmioro ich zostało. Jeszcze nie starzy, ale juz nie młodzi. Jakże dobrze było im razem.Nikt z nich nie przypuszczał, ze w jesieni zycia znów beda razem. Blisko bardzo. Na prowincji Wrocławia. Pod jednym dachem, z ogrodem, jak las porośniętym drzewkami morelowymi. Wszyscy je uwielbiali jeść i choć Janek był generalnym ich hodowcą i opiekunem to wszyscy troszczyli się o każde drzewko.  W upalne dni, w pobliżu ich domu roznosił się słodki zapach ich miękkich owoców. Było, jak w cudownej bajce. Nic lepszego nie mógł Im świat dać.Zajadali się upojnie swymi owocami, nadmiar kobiety suszyły i robiły konfitury , a Janek nawet próbował wino robić.

psiamama1971