Najnowsze wpisy, strona 5


sie 22 2020 Czy Dawid to gej?
Komentarze (0)

  Pierwsza jej jednak niespokojna mysl  w materii homoseksualizmu pojawiła się na krótko przed poznaniem Szczepana. A dotyczyła syna Julii.
Zdawkowo dnia któregoś rzuciła okiem na opis syna w komunikatorze gadu- gadu. Wyłuskała z cytatu słowa: Mimo że nikt nie sprzyja nam ,Ty wciąż taki sam. Przystanęła nad biurkiem syna, który właśnie zszedł na dół, by dołożyć drew do kominka. Zamyśliła się, ale wcale nie poczuła strachu, zaskoczenia czy wzburzenia. Czy ich jedyny syn mógł być gejem? Zmarszczyła czoło, spojrzała na powracającego syna. Miał osiemnaście lat, długie blond włosy i bardzo był delikatny w obyciu z innymi. Nigdy nie chuliganił, nie próbował podpalać papierosów, nie zdarzyło mu się wrócić do domu pijanym. Nie miał męskich zainteresowań, nie pociągały go samochody, ani piłka nożna. Nigdy nie wspomniał o dziewczynie, choćby koleżance, czy sympatii. Cały jego świat to komputery i książki.
- Mógłby – odpowiedziała sobie cicho Julia na zadane wcześniej pytanie, kiedy to wszystko przeszło jej przez głowę. I natychmiast postawiła sobie kolejne : Co zrobiłaby, gdyby tak było? Dwa dni w milczeniu składała odpowiedź. O swoich wątpliwościach nie powiedziała nawet Krzyśkowi, bo choć sam Krzysiek nie wydawał się homofobem, to jednak w odniesieniu do syna jedynaka mogło by stanowić to problem. Wiele pytań pomocniczych rodziło się w myślach Julii mimo, że od początku wiedziała, iż orientacja seksualna syna , jaka by się nie okazała będzie dla niej do zaakceptowana bez odrobiny nawet sprzeciwu z jej strony . I nie był to ukłon w stronę syna. Julia poczuła wówczas, że naprawdę nie jest dla niej oburzającym miłość między dwoma chłopcami. Ta refleksja przyszła jej spontanicznie, bez spinania się i przełamywania. Inna sprawa, że Julia obłędnie kochała syna. To była niezwykła miłość matczyna, zdrowa, bezinteresowna i czysta, która nie potrzebowała zasług. Całe osiemnaście lat Julia nie kochała syna , bo na to zasługiwał ,za dobrą naukę, dobre sprawowanie, za sukcesy w szkole bądź innej płaszczyźnie. Była tą matką, która kochała syna za to że był. To, że był dobrym dzieckiem było jedynie dla Julii miernikiem tego, że ona, matka postępuje słusznie. Miała wielką świadomość macierzyńską od pierwszych dni, kiedy wiedziała, że nosi pod sercem owoc miłości jej i jej najukochańszego. Na pewno dlatego też, że jej relacje z matką były bardzo niefajne. Julia bardzo nie chciała być dla swojego syna taka, jaką dla niej była jej matka. I długo zanim na świat przyszło jej dziecko założyła sobie, że nie dopuści do sytuacji, w której żadna ze stron nie potrafiłaby otwarcie powiedzieć ‘kocham cię’, ‘martwię się o ciebie’, ‘podziwiam cię’. Strasznie Julia chciała nauczyć syna wrażliwości i czułości. Choć zupełnie nie miała tego wyniesionego z domu, to od pierwszych dni z synem powtarzała mu głośno, że go kocha. Nawet, kiedy chodził już do liceum całowała go czule w czółko, jak małego chłopca. Zawsze powtarzała, by wiedział, że nie ma rzeczy, z którą nie mógłby do niej przyjść. Ufała mu nie dlatego, że na to zapracował, ale dlatego, że nie miała powodów by nie. Wierzyła synowi, a nie jego nauczycielom, wychowawcom i przypadkowym opiekunom przedszkolnym czy szkolnym. Dlatego, że to jego znała, a nie ich. Na wywiadówki przestała chodzić w pierwszej klasie ogólniaka. Bo i po co, jeśli zdołała do tego czasu wpoić synowi w głowę, że uczy się dla siebie, nie dla niej, nie dla ojca, rodziny , świata. Zdołała go przekonać, że tylko praca z pasją daje zawodowe szczęście, a bez niego trudno w ogóle o harmonię życiu. Nade wszystko Julia pragnęła pełnego szczęścia dla syna. Więc gdyby szczęścia w miłości nie mogła dać mu kobieta, to miałby go nigdy nie zaznać, bo uczucie do drugiego chłopca to coś złego? Nie miała wątpliwości, że odżegnuje się od tej bezdusznej, konserwatywnej ideologii wznoszonej na piaskach. Jej zresztą rychły upadek wisiał w powietrzu najbliższej przyszłości, choć pewnie nigdy nie skończy się to zagrzebaniem ruin, bo i nigdy nie zaprzestaną zniewalać głupich ludzi swoimi przykazaniami tłuste klechy ij ak chochoły tańczące w ich rytm politycy, ciaśniacy umysłowi, konserwatyści i ortodoksi.
- Przecież nam, rodzicom w życiu o jedno chodzi: by nasze dzieci były szczęśliwe. – zwerbalizowała pod nosem swoje przemyślenia Julia i od tej chwili kombinowała już tylko, jak powiedzieć synowi, że ma się nie bać, jeśli rzeczywiście jest gejem. Że ona pokocha każdą osobę, która da jemu szczęście. Również jeśli miałby to być chłopak. Że zaakceptuje wybory syna bez sprzeciwu, a nawet z entuzjazmem. Byleby tylko był szczęśliwy.
-Dawidku - wychynęła głowę zza drzwi pokoju syna. – Możesz przerwać na chwilę, proszę. Chłopak zrzucił na dół otwarte na monitorze komputera okno, okręcił się na swoim krześle i gestem wskazał matce miejsce na kanapie obok.
-Usiądź mamo.
- Uruchom proszę gadu – ze spokojem poprosiła Julia.
Chłopak przywrócił na monitor zamknięte przed chwilą okno. Do współrozmówcy wyklikał ‘W8’. W odpowiedzi na ekranie pojawiło się ‘kk’. Dawid milcząco wciąż patrzył na matkę.
- Mamo, o co chodzi?
Julia podeszła do monitora i wskazała palcem na opis w statusie komunikatora.
- Znalazłam te słowa na portalu poezji gejowskiej. Dawid, czy ty masz z tym jakiś kłopot?
-Mamo, proszę Cię…
W głębi duszy Julia czuła, że syn odpowie na to pytanie przecząco, nawet jeśli jest inaczej. Dlatego nie czekała na odpowiedź , ale ciągnęła dalej.
- Dawidku chcę byś wiedział, że nie musisz się bać i ukrywać, jeśli masz inną niż większość orientację seksualną.
Dawid zaśmiał się pod nosem, zgarnął z twarzy opadające włosy i charakterystycznym dla siebie gestem chwycił się, jak myśliciel, za brodę.
- Nie chcę byś martwił się w razie czego o nasze reakcje. Nie będziemy cię oceniać, potępiać, ani się ciebie wstydzić. W naszych oczach nic to nie zmienia. Kochamy cię i pragniemy szczęścia dla ciebie.
- Mamo, błagam cię przestań…! – uśmiechnięty próbował dać znać matce, że nie ma o czym rozmawiać w tej kwestii.
-Pamiętaj Dawidku…- Julia kierowała się już do wyjścia- pamiętaj...
- Ha,ha…- zaśmiał się chłopak- ok mamo, będę pamiętał, dziękuję, ha, ha…ale jaja…
Wyczuła Julia, choć syn definitywnie nie zaprzeczył, że jednak homoseksualizm nie dotyczy Dawida. Wiedziała to po tej rozmowie, znała syna za dobrze, by mogła jej umknąć jakaś informacja między słowami. Kiedy wychodziła z pokoju, syn wciąż rozbawiony klepał ją przyjacielsko po ramieniu. Głośny dźwięk zasygnalizował w tyle nadejście nowej wiadomości na gadu. Julia spojrzała na ekran. Nie dopatrzyła treści, ale wytłuszczony drukiem Nick rozmówcy dojrzała z łatwością. Był krótki, łatwy do odczytania , nawet z odległości drzwi wyjściowych. Ewa.
Mimo, że podczas całej tej rozmowy z synem mówiła jakby w imieniu męża i swoim , to wcale nie rozmawiała z Krzysztofem na ten temat. Dopiero, kiedy nabrała już pewności wtajemniczyła w zażegnane już podejrzenia męża.

psiamama1971   
sie 22 2020 Maciek i wystawa kocia
Komentarze (0)

W upalny wieczór, jakich wiele tego lata, pozamykała Julia wszystkie potrzebne do pracy strony i pliki. Otworzyła jedynie Worda, ale to po to, by wylewać kołatające myśli. Ostatnie dni sprawiły, że skupiały się one wokół jednego tematu. Ale refleksje tej nocy zawróciły do wczesnej wiosny.
-Hej Beatko, czy wy chcielibyście przyjechać do nas na wystawę do Kościana?-usłyszała wówczas w słuchawce nieznany kobiecy głos.
-Yyy?- Julia zawahała się.
- Bo to wy z Wrocławia jesteście, nie?
-Tak - rzeczywiście byli.
-To jak ? Chcecie?
-Jasne - odpowiedziała Julia, choć miała już prawie pewność, że mylą ją z niedawno utraconą przyjaciółką Beatą, która na wystawy kocie jeździła z podobnym asortymentem, zanim jeszcze straciła na niego import.
Beatę i Julię istotnie można było pomylić, choć bynajmniej nie patrząc na obie. Beata była młodsza, ale w przeciwieństwie do dziesięć lat starszej koleżanki nie dbała o swój wygląd, nie przykładała wagi do ciuchów, fryzury, biżuterii. Była mniej energiczna od Julii, powolniejsza i cichsza. Nie była osobą łatwo nawiązującą kontakt. Jakby wycofana, nawet z kompleksami. Trudno więc byłoby je pomylić wizualnie.
Ale mówiły tym samym językiem. Do klientów też. Dlatego pewnie ludzie mylą je, kiedy na polu bitwy została tylko Julia. Może nawet nie mylą, może ludzie nawet nie kojarzą, że było ich dwie kiedyś. Importerzy, którzy znali obie i ich filozofię na temat karmienia psów i kotów mówili często o Julii i Beacie: Z Wrocławiem się nie dyskutuje, jak Pani Julia i Beata nie zaakceptowały produktu, to nie ma nawet o czym rozmawiać, zdania nie zmienią, a tylko mogą wszystkie tajemnice brandu na stół wywalić. Lepiej się nie prosić o to. Mniej wiesz- lepiej śpisz.
Julia uwielbiała Beatę. Tak strasznie szczerze ją lubiła,kochała,jak młodszą siostrę. Mówiły jednym językiem. Nocami mogły gadać o wspólnej pasji, jaką u obu była ta sama praca. Nikt już nigdy z Julią tak żarliwie nie podyskutował na temat aminokwasów i ‘reszty bandy’, od czasu, jak musiała powiedzieć Beacie ‘żegnaj’. Strasznie to przeżywała, płakała, tęskniła, nie mogła się pogodzić.
Wkrótce po tej niejednoznacznej rozmowie telefonicznej Julia otrzymała maila od poznańskiego klubu ‘kociarzy’ z oficjalnym zaproszeniem na wystawę w Kościanie i propozycją na długoterminową współpracę z tymże towarzystwem podczas organizowanych przez nich imprez. W mailu nazwa firmy była prawidłowa, zgadzał się adres i dane. W post scriptom dodane jednak było: Nie odmawiaj ,prosimy Cię Beatko. Pozdrawiamy -Asia i Bartek
Julia nie tylko nie odmówiła, ale strasznie się ucieszyła. To wyróżnienie dla niej i satysfakcja, że jej ciężka ,misyjna praca zaczęła być coraz więcej dostrzegana i doceniana. Miała tego coraz więcej dowodów. Odpisała szybko uradowana, że będą na pewno, że bardzo się cieszą i że nie zawiodą. W post scriptom dopisała: Również Was pozdrawiam Asiu i Bartku – Julia.
Wystawa w Kościanie miała zatem być inna niż wszystkie dotychczasowe. Bez wątpienia była. Julia zgromadziła niewiarygodną ilość najlepszej klasy produktów. Miała niezwykły power do pracy, co okazało się być zbawiennym wkrótce. W oba dni trwania wystawy kolejka do stoiska jej i jej męża ustawiała się rano i odpuszczała tuż przed zamknięciem imprezy.
Julia poznała wielu nowych klientów, odbierała szereg słów uznania i podziwu dla pracy, którą wykonuje. Drugiego dnia podeszła do ich stoiska znajoma jakby osoba.
- Byłam już u was wczoraj i robiłam zakupy – wiadomo więc dlaczego twarz kobiety wydała się Julii znajoma.
- Wzięłam też wizytówkę i zajrzałam na waszą stronkę.
- Bardzo dziękuję, to miłe – odrzekła Julia, bo prawda, że to miłe przecież. Ale prawdziwie miłe miało dopiero nastąpić.
- Pani Julio, ja spędziłam całą noc nad Pani artykułami. Ja musiałam dziś tu wrócić, by Pani uścisnąć ręką, by na Panią popatrzyć jeszcze raz. Ja w życiu nie spotkałam się z tak uczciwie rzeczy nazywająca osoba.. Ja Pani bardzo dziękuję.-
To było wyznanie absolutnie dla Julii wyjątkowe. Uniosła się z dumy nad ziemię i tak jej się ciepło zrobiło na duszy.
Chwilę potem Julia rozmawiała już z kolejnym miłym klientem. Maciej mówił, że zna Julię, bo też jest z Wrocławia. Ona sama nie kojarzyła go, choć gdyby ktoś z boku na nich spojrzał mógłby odnieść wrażenie, że są starymi znajomymi. Z Maćkiem od pierwszych słów rozmawiało się swojsko. Znała Julia na co dzień ‘slang’, słiscie i townictwo, jakim posługiwał się Maciej . Nie powstrzymała śmiechu, kiedy o jednej ze swoich kotek powiedział w pewnej chwili z sarkiem, ale miłością:Dziwka jedna, no.....

Julia w mig przypomniała sobie skąd zna ten slang. Od lat, jak określali ją jej tęczowi przyjaciele posiadaała "gejjreceptor". Przyciągała jakby osoby  homoseksualne obu płci.

Skapowała, że Maciek musi być gejem. Był bardzo przystojny: nie wysoki, o śniadej cerze, w trzydniowym zaroście. Ubrany z gustem na biało, apaszka oczywiście i torebka. Jedna ręka, jakby złamana w nadgarstku przy twarzy lub szyi ite figlarne mruganie powiekami.

Marcin okazał się  przyjacielem na lata długiePoznała jego historie, była w jego terazniejszosci i wiazała z nim swoją przyszłosc. Bo Maciek tez zajmował sie psami, zwierzętami w ogole. I zawodowo i pasjonacko. Tak to juz jest u ludzi  zoologii, ze nie potrafią oddzielic pracy od zycia prywatnego. Więc Julia i Maciek zawiązali swój węzeł gordyjski i jak ten prawdziwy latami nie był do tknięcia. Gadali prawie wyłącznie o psach. I w pracy i w  domu. Na okragło o psach. Az kiedys Dawd siedzac z nimi przy imprezowym stle zaczępił matkę, gdy ruszyła temat psów z Mackiem.

- Mamo, no proszę Was.... nie mozecie raz  nie o psach.

Nie zeby Dawid nie lubił psów. Choc tak własnie mówił, to tej sympatii do czworonogów nie mógł się wyrzec, miał ją wyssaną z mlekiem matki. Gdy do domu przyjezdzał to najpierw sie z psami witał, najmocniej z najstarszą suką, która pojawiła się w jego zyciu , gdy miał siedem lat.

Ukochaną  Maćka rasą psów  były owczarki belgijskie, ale z chęcią pracował z każdą rasą Mówił:"Im bardziej popierdolone, tym lepiej"A On im to odpierolenie odkręcał. Zawsze skutecznie.

sie 22 2020 Julia i jej marne dzieciństwo
Komentarze (0)

Trzonem tej ekipy była Julia. Wszyscy skupiali się wokół niej . To ona poznała ich wszystkich wzajemnie, a sama znała każdego najdłużej. Julia to ładna pięćdziesięciolatka, której choroba odmieniła życie. Dramatycznie odmieniła. W zasadzie przerwała szczęśliwe, radosne I udane życie I zawiesiła w smutku, szarości, beznadziei.Udar niedokrwienny- ta diagnoza na zawsze zniszczyła jej życie, natychmiast przywołała depresję, z której objęć Julia nie mogła uwolnić się latami. Nawet śmiercią samobójczą, która po prostu kilkakrotnie nie udała się jej . Do końca życia Julia nosiła ten zamiar Bo nigdy nie pogodziła się z niepełnosprawnością. Mimo stałej rehabilitacji pozostawał w jej ciele niedowład lewostronny. Lewa ręka miała ograniczoną precyzję: nie mogła chociażby chleba okroić czy cebuli posiekać. Lewą nogą powłóczyła w rytm swojego nieudolnego chodu. Musiała podpierać się laską. Ta laska to był koszmar dla tej do niedawna jeszcze czującej si młodo Julii. Od czasu, kiedy zachorowała czuła się staro, choć wielu nie dawało jej lat ile miała, raczej mniej. Takie miała geny . Matka I babka nie dość ze długowieczne, to do końca życia ładnymi były kobietami. Julia bardziej kochała babcię niż matkę, bo ta raniła ją całe życie. Moze nawet nie celowo I nieświadomie tylko przez swoją głupotę I zerowe zaangażowanie w macierzyństwo. Jego myślą przewodnią wydawało się być “ się urodziło, się wychowa”, Żadnego pomysłu na rodzicielstwo.bo ona od swoich dzieci bardziej kochał towarzystwo, szczególnie męskie, imprezy, karty I alkohol Zas babcia widząc co dzieje się w rodzinie córki, ze dzieci sa nieszczęśliwe, a wrażliwe ponad miarę wzięła sprawy w swoje ręce. Zajmowała się wnuczkami, jak powinna matka, dawała im czułość , ciepło I poczucie bezpieczeństwa, ale tez opierała, karmiła, organizowała wycieczki do lasu, wakacje na wsi. Jednym słowem to babcią ich wychowała. Julię I jej brata nad którym ze szczególnym okrucieństwem znęcał się ojciec Julia pamięta, jak bił go bez opamiętania, kiedy był młodzieńcem. Za wszystko: za bałagan w szafce, za niewyniesiony talerz, za nieobecność na mszy, za papierosa. Bił wtedy z całej swojej siły. A mężczyzną był tęgim . Ze stu kilo zszedł dopiero pod koniec życia, kiedy był już bardzo chory. Jego dzieci nie dość, ze były niezaopiekowane, bite I poniżane, to wychowane w cieniu jego choroby. Obwiniane, ze choruje przez nich. Ze są niegrzeczni I dlatego tato zachorował na serce. A wcale tak nie było. Oboje: Julia I jej brat byli zwykłymi, nierozpieszczanymi dziećmi, nie specjalnie absorbującymi. Byli samodzielni, bo tak było trzeba.. Często przecież sami musieli szykować sobie posiłki, bo matka grała I piła.W końcu, kiedy babcia owdowiała wprowadziła się do mieszkania córki I ten dom prowadziła. Wyręczała swoją córkę ze wszystkiego. Ta mogła w całości poświecić się zarabianiu pieniędzy, bo do tego miała smykałkę szczególną, pewnie dziedzicząc jakieś geny po swojej babce, nomen omen o nazwisku rodowym Chytra.Taka była jej wnuczka : chytra na pieniądze obłędnie, kombinującą, skąpą. Nieszczędzącą tylko na imprezy. Uwielbiał się postawić, pokazać:”zastaw się, a postaw się. Kiedy zabrakło wódki na imprezie to bez wahnięcia zamawiała taksówkę z dostawa alkoholu, podczas kiedy nie dała córce na wymarzoną sukienkę” BO NIE”.Nie interesowały jej potrzeby dzieci. Nawet, kiedy było w domu więcej gotówki to oszczędzała na pijackie wakacje, podczas, których wódka, a nawet spirytus lał się dzień w dzień hektolitrami. I powiedzmy szczerze ,: to alkohol był przyczyną zawału serca ojca. Odbył się on podczas wakacyjnego męskiego wyjazdu na ryby. Bo senior rodziny kochał ryby, jak wódkę. I skutecznie łączył te dwie swoje pasje.Wszystkie wakacyjne wyjazdy Julki I jej brata były organizowane nie dla dzieci lecz dla ojca. Senior jednak skutecznie wmawiał swoim dzieciom, ze kochają wyjazdy na dzikie wypady pod namioty, nad rzekę , w której dzieci niespecjalnie mogły się kapać, ale senior mógł wędkować. I tamtego lata senior wyprawił dzieci na obozy z puli zakładowych wczasów, choć syn wolał z kolegami pojechać na rockowisko do Łodzi ,czy festiwal do Jarocina, a sama Julka nienawidziła koloni I obozów, bo chciał być blisko mamy, tęskniła za nią I uważała za najpiękniejszą, dokładnie odwrotnie niz matka myślała o niej. Tak więc przewodnim motywem każdych ich wakacji były ryby, w które o ile w końcu wkręcił się chłopak, to mała , melancholijna I wrażliwa dziewczynka przezywała zawsze, jak najgorszy koszmar, niekończącą się nudę , no I to ich picie. Nienawidziła tego, bo rodzice nie pili dla humoru czy rauszu na wakacjach, tylko na umór:hulaj duszo, piekła nie ma”Po równo :senior I jego zona. Kiedyś w tej bieszczadzkiej dziczy zabrakło im wódki , a nie były to czasu żabek co krok. By się dopić musieli udać się do wioski oddalonej o kilka kilometrów. Zupełnie nie zrażało to pełnej werwy pary młodych alkoholików Nie przeszkadzało im nawet to, ze w tej sytuacji będą musieli zostawić dwójkę swoich nieletnich dzieci w nocy, śpiących w namiocie, w pełni dzikiego, bieszczadzkiego lasu, nad brzegiem rwącej górskiej reki, która w ciągu kilku godzin potrafiła wezbrać zalewając wokół setki hektarów, łąk I pól.Julka słyszała czuwająca w namiocie, ze rodzice planują się oddalić I zostawić ją z bratem. W jej głowie rodziły się dramaty, ze przyjdą wilki, rysie czy nawet niedźwiedzie. Nie było to w tamtych latach niemożliwe w Bieszczadach. A ona nawet bała się pająków. Panicznie To już pewnie była agarofobia. Ale rodzice nie mieli takiej wyobraźni, nie widzieli nawet realnych zagrożeń, jak choćby wiatr, który mógł nadejść I zerwać tym przestraszonym dzieciom tropiki, jakże niedoskonałych wówczas namiotów. Poszli. Julka nasłuchiwała przez całą ich nieobecność. Nasłuchiwała czy, aby nie nadchodzi jakiś obcy zbój, złodziej, czy nie daj boże morderca. Jej dziecięca wyobraźnia przecież nie miała ograniczeń I projektowała niesłychane historie. Ale…. Jakby nagle coś usłyszała, ktoś idzie…. Serce stanęło jej na chwilę. Zaraz potem uszło z niej powietrze, bo usłyszała głosy rodziców. Czy jednak cieszyć się z ich pijanego powrotu? Tuz za rogiem stała kolejna fobia, których ta delikatna dziewczynka miała nadmiar. Emetofobia prześladowała ja aż do urodzenia własnego dziecka, kiedy to ulewanie I wymioty stały się stałym elementem życia niemowlaka. A do tego czasu strasznie bała się rzygania. Sama , kiedy musiała zwymiotować, to prędzej połknęła ze trzy razy, mdlała, dostawała ataku paniki. Cierpiała na chorobę lokomocyjną I każda podróż wywoływała w niej paniczny strach. Strach zresztą to było uczucie, które znała najdoskonalej. Zawsze się czegoś bała. Powrotu ojca z pracy, bo może mu sie cos nie spodoba, tego, ze będzie bił brata I może go zabic, bo ojciec swoje ciosy wymierzał synowi w głowę, bała się, ze tato dostrzeże, ze była u niej przyjaciółka. Bo nie pozwalał, by do dzieci ktoś przychodził” BO NIE”Jakby mieli w tym PRLowskim M3 jakieś bogactwa atrakcyjne. Ot zwykłe dwa pokoje w domach z wielkiej płyty, archaicznie wykończone własnym sumptem, bo senior uważał, ze wszystko umie zrobić I za wszystko się brał nieumiejętnie to wykańczając czy w ogóle tworząc prowizorki. I za geniusza okrzyknięto go w rodzinie, ze taki pracowity, wszystko umie zrobić- prawdziwy bohater. Ile to on potrafi wypić, co oznaczało zachwyt nad ilością spożytego alkoholu.Dzieci to wszystko widziały, słyszały w tym rosły Nic dziwnego,, ze w życiu dorosłym oboje mieli problemy z alkoholem, bo widzieli, ze na wszystko antidotum jest wódka. Na smutek, na radość, ze ktoś umarł, ze się dziecko urodziło, ze wakacje, ze znajomi. Zresztą z wszystkimi znajomymi łączyła ich jedna pasja. Picie. Julia już, jako dorosła kobieta wspominała wszystkich znajomych rodziców. Kojarzyła z pewnymi miejscami w rodzinnym mieście Mówiła nieraz mężowi, kiedy przejeżdżali tymi miejscami.” Tu mieszkał taki Stefan, taty znajomy, który zapił się na śmierć”. Tu przychodziłam z mamą, bo piła tu z koleżanką, która zresztą była wtedy w ciąży I matka niosła do niej te flaszkę, zamiast tłumaczyć I odwodzić koleżankę od picia w ciąży to prowokowała okazję. Później zresztą obgadała do wszystkich, jak ta jej koleżanka Czesia jest pijaczka I nawet pije będąc w stanie błogosławionym.” W tej bramie była melina”I chodziłam tam nieraz z tatem. Pamiętam nawet jak wyglądała stara babka meliniara”

Krzysiek, mąż Julii chwytał się za głowę
-Boże jakie ty masz wspomnienia z dzieciństwa. Bo jego dzieciństwo było przeciwieństwem dzieciństwa Julii.
I tamtej wakacyjnej nocy te kroki w ciemności to na szczęście nie były kroki dzikich zwierząt, a rodziców, co powinny bezpieczeństwo przynosić, a przynosiły kolejny strach. Bo oboje ojciec I matka jak się spili to okrutnie rzygali. Julia zwijała się w sobie, zatykała uszy. Nie chciała słyszeć, widzieć I czuć, bo dostawała na każde rzyganie drgawki. Wszystko co mogło być związane z rzyganiem było jej straszne. Kiedy u ciotki w Opolu ojciec przyprawił z wujkiem dwudniówkę I rzygał, jak kot całą noc, to Julka rano ze strachu nie umiała siku do tego kibla zrobić I bolał ja brzuszek do wieczora, aż wreszcie gdzieś w drodze powrotnej w lesie się zatrzymali. Zresztą zwykle, jak wracali od jakiś krewnych , ze wsi od cioci I wujka to w połowie drogi w knajpie na wsi się zatrzymywali, by ojciec się dopił, bo już poziom alkoholu we krwi spadał.

psiamama1971   
 
psiamama1971